czwartek, 19 lipca 2012

E. D. 1, 3 września


Siedząc przy łóżku, patrzył na żonę i synka. Spali twardo i smacznie. Zasłużyli sobie na taki sen. Przez ostatnią dobę porządnie się napracowali i wykonali kawał dobrej roboty. Mały musiał opuścić przytulną i bezpieczną macicę, przecisnąć się przez ciasny kanał rodny, aby wydostać się na wielki, przytłaczający świat, gdzie natychmiast oślepiło go silne światło. Być może, słyszał podniecone głosy, nie mając pojęcia, że należą one do dorosłych przedstawicieli jego gatunku. Uspokoił się nieco, kiedy poczuł znajome ciepło matki. Ona również przeszła męczarnię. Nie próbował nawet wczuć się w jej ból i strach, wiedząc, że to niemożliwe, a wszelkiego rodzaju opowieści i sprawozdania medyczne nie oddadzą tego, co czuje wtedy kobieta. Na szczęście, było już po wszystkim.
Rozejrzał się po szpitalnej sali. Razem z jego żoną umieszczono w niej cztery kobiety. Wszystkie miały przy sobie swoje świeże pociechy i ich ojców, prawdziwych lub domniemanych. Wykorzystywali godziny odwiedzin. Zastanawiał się, ilu jeszcze parom zachciało się seksu w schronach, jako sposobu na stres, strach, zapomnienie o tym, co może ich czekać. Niektórzy zapewne potraktowali to jako ostatnie życzenie. Godzinę temu była tu delegacja z Najwyższego Urzędu. Gratulowali Pierwszoroczniakom i ich rodzicom. Mówili, że dzieci przejdą do historii jako rówieśnicy Ery Doskonałości. Wręczyli po skromnym upominku, małej paczce jednorazowych pieluch. Tłumaczyli, że chcieliby dać więcej, ale sytuacja związana z koniecznością zorganizowania całego porządku w skali światowej i tej lokalnej wymaga wyrzeczeń. Pierwszoroczniaki NiemalDoskonałych i WpołowieDoskonałych, być może, dostały więcej niż ci z Reszty Populacji. To oczywiste. Nie można się obrażać. Trzeba się przyzwyczaić i cieszyć, że jest się wśród ocalonych. Niewiele brakowało, a nie byłoby ich tutaj. Już na samą myśl dostawał drgawek i szumów w uszach, więc postanowił, że nie będzie już o tym rozmyślał. Spojrzał znowu na swojego syna, długiego i chudego jak kij od szczotki. Jego dziadek, kiedy tylko zobaczył małego, nazwał go Szczudło. Starego Limericka zawsze trzymały się żarty. Zapewne konsekwentnie będzie teraz zwracał się do swojego wnuka per Szczudło, niezależnie od imienia nadanego przez rodziców. Tak czy owak, junior zaczynał nowe życie.
W pewnym sensie wszyscy zaczynali nowe życie.
W nowym świecie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz