Siedząc przy
łóżku, patrzył na żonę i synka. Spali twardo i smacznie. Zasłużyli sobie na
taki sen. Przez ostatnią dobę porządnie się napracowali i wykonali kawał dobrej
roboty. Mały musiał opuścić przytulną i bezpieczną macicę, przecisnąć się przez
ciasny kanał rodny, aby wydostać się na wielki, przytłaczający świat, gdzie
natychmiast oślepiło go silne światło. Być może, słyszał podniecone głosy, nie mając
pojęcia, że należą one do dorosłych przedstawicieli jego gatunku. Uspokoił się
nieco, kiedy poczuł znajome ciepło matki. Ona również przeszła męczarnię. Nie
próbował nawet wczuć się w jej ból i strach, wiedząc, że to niemożliwe, a
wszelkiego rodzaju opowieści i sprawozdania medyczne nie oddadzą tego, co czuje
wtedy kobieta. Na szczęście, było już po wszystkim.
Rozejrzał się
po szpitalnej sali. Razem z jego żoną umieszczono w niej cztery kobiety.
Wszystkie miały przy sobie swoje świeże pociechy i ich ojców, prawdziwych lub
domniemanych. Wykorzystywali godziny odwiedzin. Zastanawiał się, ilu jeszcze
parom zachciało się seksu w schronach, jako sposobu na stres, strach,
zapomnienie o tym, co może ich czekać. Niektórzy zapewne potraktowali to jako
ostatnie życzenie. Godzinę temu była tu delegacja z Najwyższego Urzędu.
Gratulowali Pierwszoroczniakom i ich rodzicom. Mówili, że dzieci przejdą do
historii jako rówieśnicy Ery Doskonałości. Wręczyli po skromnym upominku, małej
paczce jednorazowych pieluch. Tłumaczyli, że chcieliby dać więcej, ale sytuacja
związana z koniecznością zorganizowania całego porządku w skali światowej i tej
lokalnej wymaga wyrzeczeń. Pierwszoroczniaki NiemalDoskonałych i WpołowieDoskonałych,
być może, dostały więcej niż ci z Reszty Populacji. To oczywiste. Nie można się
obrażać. Trzeba się przyzwyczaić i cieszyć, że jest się wśród ocalonych.
Niewiele brakowało, a nie byłoby ich tutaj. Już na samą myśl dostawał drgawek i
szumów w uszach, więc postanowił, że nie będzie już o tym rozmyślał. Spojrzał
znowu na swojego syna, długiego i chudego jak kij od szczotki. Jego dziadek,
kiedy tylko zobaczył małego, nazwał go Szczudło. Starego Limericka zawsze trzymały
się żarty. Zapewne konsekwentnie będzie teraz zwracał się do swojego wnuka per
Szczudło, niezależnie od imienia nadanego przez rodziców. Tak czy owak, junior
zaczynał nowe życie.
W pewnym
sensie wszyscy zaczynali nowe życie.
W nowym
świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz